Czas codziennych bohaterów

Trwająca wojna niesie za sobą wyzwania dla wszystkich mieszkańców galaktyki. W tym trudnym czasie, walka nie trwa wyłącznie na linii frontu, w kakofonii blasterowej kanonady, gdzie żołnierze poświęcają swoje życie, by zatrzymać wroga. Wojna wkroczyła również między zwykłe istoty, stawiając przed nimi wyzwania, które niegdyś prozaiczne, teraz niosą za sobą ogromny trud.

Gdy wróg czai się w każdym cieniu, a śmierć zdaje się wyciągać swe szpony w pożądaniu, oni wciąż zakładają swoje kombinezony i wychodzą do pracy. To dzięki nim w żyłach galaktyki wciąż krąży bezcenna krew, podtrzymująca procesy życiowe Nowej Republiki. Ich ciężka praca sprawia, że na front docierają kolejni żołnierze, uzbrojenie, amunicja, a zabierani są ranni i uciekający cywile. Na ich plecach spoczywa również transport żywności, tak bardzo utrudniony, gdy następne systemy rolne padają łupem Yuuzhan Vongów. To oni stanowią niewidzialną armię złożoną z niewidzialnych żołnierzy, których poświęcenie umyka oczom postronnego obserwatora, a których praca bez wątpienia utrzymuje cały wysiłek Nowej Republiki. Poznajcie codziennych bohaterów. Poznajcie pilotów fregat zaopatrzeniowych.

Jednym z nich jest kapitan Ceiwo Teer, który od trzydziestu lat czynnie spełnia swój obowiązek. W czasach Rebelii własnoręcznie pilotował koreliański frachtowiec, który przemycał dzielnych partyzantów ze światów zajętych przez Imperium. Gdy wojna wkroczyła w swą najostrzejszą fazę, Teer wstąpił w szeregi Sojuszu jako ochotnik. Błyskawicznie przyzwyczaił się do nowej rzeczywistości i już wkrótce zasiadł za sterami frachtowca Gallofree GR-75. Odznaczony za odwagę po sławetnej bitwie o Hoth, Teer kontynuował swoją bohaterską służbę, aż do zakończenia wojny, kiedy to zrezygnował ze stopnia wojskowego i postanowił wieść życie zawodowego pilota. Kapitan wykupił swój dotychczasowy frachtowiec, który stał się zarówno jego domem, jak i narzędziem pracy. „Skoczek”, jak ochrzczony został przez samego Ceiwo, przez lata dzielnie galopował przez mroczną toń galaktycznego nieba, wypełniając tysiące kursów i przewożąc miliony ton ładunku. Teraz, gdy świat ponownie padł ofiarą bestialskiej agresji, Ceiwo Teer i „Skoczek” wypełnili swój patriotyczny obowiązek i raz jeszcze ruszyli do akcji.

Kapitan Teer niemal codziennie przedziera się przez zasieki wroga, dostarczając bezcenny ładunek do odciętego północnego terytorium Nowej Republiki. Za każdym razem napotyka trudności, nierzadko wracając z kolejnymi dziurami w kadłubie i dodatkowymi bliznami na jego zawadiackiej twarzy. Mimo, iż piloci podlegają rotacji, Teer nigdy nie poprosi o dzień wolny. Gdy pytany o to, czy nie boi się śmierci, kapitan uśmiecha się zadziornie. „Ja i śmierć mamy ciekawą relację”, odpowiada, przytakując. „Widzieliśmy się wiele razy i mieliśmy momenty, gdzie byliśmy naprawdę, wręcz intymnie, blisko”, wyjaśnia. „Lecz ja, jako człowiek starej daty, jestem wierny swej pierwszej miłości – miłości do kosmicznej żeglugi. Póki energia fuzji jądrowej rozświetla niebo, póki w baku mej łajby wciąż będzie paliwo, a w mych rękach siła do utrzymania steru, zamierzam być tam, pośród gwiazd, witając każdy wyskok z nadprzestrzeni jak po raz pierwszy.”