Na linii frontu: Gwiezdny Niszczyciel „Cassio Tagge”

„Na linii frontu” to całkowicie nowa seria holoreportarzy, prowadzona z samego serca najważniejszych wydarzeń Galaktyki. Program prezentowany jest przez niezastąpionego Dylesa Endeela – zasłużonego korespondenta wojennego i wielokrotnego laureata „Holoodbiornika Roku”. Ekipa filmowa dostarczy widzom prawdziwego oblicza rzeczywistości, będąc tam, gdzie dzieje się historia.

Dzień dobry, Galaktyko! Zaczynamy, być może, nietypowo. Stoję przecież w miejscu czystym, w wyprasowanej koszuli, pod bezpiecznym dachem. Widzimy tutaj łóżko, dosyć wygodne, stolik, kilka szafek. Gdy jednak wyjdziemy za te drzwi, naszym oczom ukazuje się odmienna rzeczywistość. Teraz, na korytarzu, wystrój przestaje przypominać schludną noclegownię. Dostrzegamy tu przede wszystkim funkcjonalność. Cisza, która gościła nas w tamtym pokoju, jest już zakłócona przez szum pracujących maszyn i przechodzących nieustannie ludzi. Jeżeli wytężymy wszystkie zmysły, dotrze do nas odległe buczenie silników, wśród odzienia przechodniów zobaczymy mundury, a pozornie miły zapach przyniesie nutę ozonu i oparów paliwa. Rozpoznamy, że poza sypialnią, którą opuściliśmy, trwa wojna.

Holokamera, dzielnie podążająca za energicznym krokiem Endeela faktycznie zarejestrowała wszystko to, co opisał. Architektura korytarzy jest wręcz do bólu uproszczona, a przechodnie poruszają się pewnie i szybko. Obraz wydaje się również drżeć od subtelnych wibracji, pochodzących zapewne od pracujących z dużą mocą silników. Mimo pozornego porządku i spokoju, da się wyczuć napięcie, jakie wisi w powietrzu.

Znajdujemy się na Gwiezdnym Niszczycielu Cassio Tagge, stacjonującym w okolicach systemu Bastion. Jest to jedna z najnowszych jednostek, wyprodukowano ją już w trakcie wojny. Ilość nowoczesnej technologii, jaka znajduje się pod moimi stopami, przewyższa wszystko, co do tej pory widziałem. Niestety, nie dane mi było poznać szczegółów tej wspaniałej konstrukcji. Resztki Imperium pilnie strzegą tajników swoich błyskotliwych rozwiązań i nawet te ujęcia, które teraz oglądacie, zostały skrupulatnie sprawdzone. Pozostaje więc uwierzyć mi na słowo, iż jest to absolutnie wyjątkowy okręt. Co więcej – wróg również się już o tym przekonał. Gwiezdny Niszczyciel, na którym się teraz znajdujemy, wielokrotnie brał udział w potyczkach z Yuuzhan Vongami, jako część jednej z flot defensywnych Bastionu. Odwaga i bohaterstwo członków załogi sprawiły, że Cassio Tagge stał się przykładem dla pozostałych okrętów. To również tutaj rozpoczęła się opowieść legendarnego bohatera, którego zaraz przyjdzie nam poznać.

Obraz zanika, najwyraźniej jest to kwestia ograniczeń nałożonych na reporterów. Po chwili, gdy transmisja powraca, Endeel znajduje się już po środku przestronnego hangaru. Na ścianach pomieszczenia wciąż widnieją ślady prowadzonych napraw, a sama płyta lądowiska usiana jest narzędziami i częściami zamiennymi. To, co prezentuje się jednak nienagannie, to same myśliwce TIE. Wypolerowane i błyszczące, stanowią wizytówkę sił zbrojnych Resztek Imperium. Już wkrótce na tle jednego z nich pojawia się niewysoki człowiek w kombinezonie pilota.

Jest z nami kapitan Keever Varsin, zwany również Herosem Bilbringi, Mścicielem znad Aphran, Mynockiem Północy…

[śmiech] Wystarczy, wystarczy. Preferowałbym jednak, by pozostać przy „kapitanie”. Jestem skromnym człowiekiem z Taris.

Skromnym czy też nie, jest pan człowiekiem wyjątkowym. Jeżeli czasem na wyrost mówi się o żywych legendach, w przypadku pana historii trudno doszukiwać się hiperboli. Był pan jednym z milionów uchodźców, jacy trafili na terytorium Resztek Imperium. Bez grosza przy duszy, straciwszy wszystko, dom, przyjaciół, rodzinę. Teraz jest pan kapitanem, bohaterem wojennym. Niektórzy określają pana mianem symbolu naszych czasów.

Cóż, faktycznie, moje życie przybrało nietypowy obrót. Mam trzydzieści pięć lat, na Taris pracowałem w transporcie publicznym. Zawsze lubiłem latać i miałem do tego naturalny talent. Gdy trafiłem na Bastion, Imperium zaoferowało mi nowy, uczciwy początek. Zostałem doceniony. Pracowałem ciężko, by osiągnąć swoją pozycję i nie ignorowano tego. W przeciwieństwie do mojej poprzedniej kariery, tu faktycznie poczułem się potraktowany sprawiedliwie. Ukończyłem szkolenie z wyróżnieniem i jak widać, od tamtej pory radzę sobie całkiem nieźle.

Porozmawiajmy więc o pańskiej karierze. Z Bastionu przerzucono pana do bliżej nieokreślonej bazy gwiezdnej, gdzie szkolił się pan na specjalnym typie myśliwców TIE. Wszystkich absolwentów tego programu rzucono na pierwszą linię, wziął więc pan udział w starciu nad Batorine. Już tam wyróżnił się pan trzema zestrzeleniami. Potem przyszły Bilbringi i Aphran, siedem i pięć zestrzeleń. Imponujące liczby.

Miałem trochę szczęścia, lecz nie będę udawać fałszywej skromności. Są to niezłe wyniki. Zwróciłbym jednak uwagę na to, że nie pracowałem sam. Członkowie mojej eskadry również zaliczyli wiele zestrzeleń. Wzięliśmy wroga z zaskoczenia i to dało nam niezłego kopa na początek. Myśliwce sprawdziły się doskonale, a kompetentni piloci zwyczajnie wykonywali swoją robotę.

Wspomniał pan o myśliwcu. Nawet jako laik dostrzegam, że nie jest to standardowa maszyna. Wygląda jak starszy typ TIE, ale ma dziwny kolor, wydaje się być masywniejsza. Są tu także jakieś anteny, dodatkowa skrzynia pod kadłubem… Czy może pan powiedzieć coś więcej?

Mogę powiedzieć tyle, że to ściśle tajne. [śmiech] To faktycznie cięższy myśliwiec, lata się nim odrobinę inaczej. Posiada szereg technologii, które dają nam przewagę. Może wydawać się to dziwne, że tak otwarcie o tym wspominam, jednak wierzę, że wróg już doskonale poznał na własnej skórze, czym jest ta maszyna i jakie zagrożenie stanowi. Jest to wyjątkowy pojazd i cieszę się, że przyszło mi zasiąść za jego sterami.

Poruszył pan temat Yuuzhan Vongów. Co pan o nich sądzi? Chyba nietrudno dostrzec, że nie jest to dla pana zwykły przeciwnik. W końcu na kadłubie swojego myśliwca umieszcza pan sylwetki pokonanych wrogów, niczym trofeum. Co czuje pilot, walcząc z takim oponentem?

Ja nie czuję nic, naprawdę. Czas, kiedy szukałbym zemsty, minął wraz z pierwszym zestrzeleniem. Teraz traktuję ich jako szkodliwe owady, albo pleśń lub inną formę biologicznych nieczystości. Usuwam ich metodycznie, tak jak usuwałbym brud. Wiem, że za sterami myśliwca, którego biorę na cel, siedzi żywa istota, ale myślę o tym dopiero potem, na dodatek przelotnie. Jeżeli chciał pan zapytać, czy mam wyrzuty sumienia, odpowiem krótko – nie mam. Ich śmierć mnie zupełnie nie obchodzi. Liczy się tylko to, że wypełniam rozkazy i dzięki temu reszta moich ludzi może bezpiecznie wrócić do domu. A znaczki umieszczam po to, by docenić swój myśliwiec i jego efektywność.

Chciałbym teraz wyskoczyć odrobinę do przodu. Jak pan widzi swoją przyszłość? Załóżmy, że wojna kończy się jutro i w Galaktyce ponownie nastaje pokój. Co zrobi Keever Varsin? Czy dalej będzie służyć w wojsku?

Nie wyobrażam sobie innej możliwości. Chcę służyć Imperium, odwdzięczając się za to, co mi dało. Czy będę robił to tutaj, czy na Taris, nie ma to dla mnie znaczenia. I to nie jest tylko moje zdanie, nie. Podobnie sądzi większość z nas, z uchodźców. Byliśmy zagubieni, odtrącono nas. Imperium wyciągnęło do nas pomocną dłoń, dało nam cel, dało nam przyszłość. Imperium zrobiło to, czego nie zrobiła Nowa Republika i my im tego nie zapomnimy. Wiem, że po wojnie będzie trzeba wszystko odbudować, ale należy zrobić to na nowych zasadach, mądrze. Co zaś będzie ze mną… Pewni nadal będę latać. Galaktyka zawsze potrzebować będzie sprawiedliwości i porządku. Z chęcią przysłużę się temu, by ich pilnować, za sterami mojego myśliwca.