Rozłam w Zakonie Jedi – czy strażnikom galaktyki zwyczajnie odbiło?

Mijające miesiące nie były łaskawe dla Coruscant i jego mieszkańców. Wojna, beznadziejna sytuacja ekonomiczna, kolejna przebudowa największych kosmoportów, brak niektórych towarów w sklepach… Nie było lekko, oj nie. Dostaliśmy łomot, szczerze mówiąc. Wszyscy, solidarnie, straciliśmy kilka zębów. Możemy jednak narzekać ile chcemy, lecz są w galaktyce istoty, które powodów do zmartwień mają jeszcze więcej, a pozostałych zębów w szczęce jeszcze mniej. Mowa tu oczywiście o Jedi.

Nowy przeciwnik zweryfikował umiejętności tajemniczych mistyków, którzy ponieśli kompletną klęskę w eliminacji zagrożenia. Yuuzhan Vongowie swobodnie przemaszerowali przez pół Galaktyki, podczas gdy Zakon Jedi wciąż nie potrafił otrząsnąć się po serii druzgoczących ciosów. Mimo starań „strażników galaktyki”, ich obecność na polach bitwy rzadko kiedy kończyła się wynikiem pozytywnym. Na próżno wymieniać wszystkie przykłady bezużyteczności Jedi, lecz niech jako przedsmak wystarczą hasła takie jak Ithor, Kalarba, Rodia czy Dantooine. Ach, zapomniałbym – Centerpoint. Tak, to ta stacja kosmiczna, która za sprawą Jedi zrujnowała połowę floty Hapan, jednego z niewielu pozostałych sojuszników Nowej Republiki. Gdyby za wpadki rozdawano medale, Jedi mieliby więcej złota, niż Neimoidiańskie banki.

Jeżeli wciąż uważacie, że problemów było za mało, pozwólcie, że dorzucę kolejny smakowity kąsek. Chodzą słuchy, że nasi bohaterowie wydają się cierpieć również na skutek wewnętrznych rozterek. Na początku podchodziliśmy do tego sceptycznie – ile ust, tyle plotek – lecz teraz dysponujemy dowodami. Dzięki uprzejmości anonimowego źródła, które podobnie jak my, ceni sobie prawdę, uzyskaliśmy dostęp do wyjątkowo niepokojących informacji.Wynika z nich, iż w Zakonie Jedi doszło do rozłamu. Wszystko miało wydarzyć się na Yavinie IV, gdzie obecnie stacjonuje większość Jedi, rezydujących w tzw. „Prakseum”. Jeden z tamtejszych Mistrzów Jedi miał podobno oszaleć i próbować odebrać życie pozostałym Jedi. Ponadto – Jedi nie byli w stanie go powstrzymać! Szaleniec przebił się przez zastępy swoich pobratymców i uciekł na wolność, by mordować dalej. Tak, dobrze słyszeliście – oszalały użytkownik Mocy pałętał się po Galaktyce, zabijając kolejne istoty, a Jedi nie potrafili temu zaradzić!

Nasze anonimowe źródło twierdzi, iż oszalały Jedi znajduje się już w areszcie, ale wkrótce wyjdzie na wolność. Jedi nie uznają kary śmierci i jako miłośnicy życia postanowili więc ułaskawić potencjalnego mordercę, dać mu drugą szansę. Podobno oskarżonemu było przykro, przeprosił i obiecał, że już więcej nikogo nie zabije. Wzruszająca przemowa napełniła łzami obecnych Jedi i doprowadziła do jednogłośnego werdyktu na korzyść szalonego współtowarzysza. Nasze źródło nie znało szczegółów procesu, więc powyższy scenariusz jest jedynie jedną z wielu możliwości. Wierzę jednak, że wszyscy potraficie łączyć kropki i wiecie, że było tak naprawdę. Zapytaliśmy również o zdanie jednego z ekspertów zajmujących się zagadnieniem Mocy i Jedi. Profesor Ir’bhan Vakk z Wyższej Szkoły Psychologii Stosowanej wyjaśnił dla nas przebieg procesu, jaki doprowadził do szaleństwa jednego z Mistrzów.

 

Jedi stoją po Jasnej Stronie Mocy, lecz w wyniku złych emocji potrafią się zmienić. Jeżeli Jedi nie przestrzega swojego kodeksu i nie medytuje, Ciemna strona Mocy potrafi nim zawładnąć, czerpiąc z negatywnych uczuć. Jedi staje się wtedy Sithem i od tej pory to gorsze oblicze Mocy dyktuje jego poczynaniami, które często są ze sobą sprzeczne, prowadząc do szaleństwa. Ogarnięty złem Sith wykazuje ogromne zamiłowanie do przemocy, eliminuje wszystkich, którzy staną na jego drodze, a jeżeli pokona innego Jedi, może również zarazić go chorobą, czyniąc z niego kolejnego Sitha, który staje się jednocześnie uczniem.

 

Wyjątkowo przebiegli Sithowie potrafią oprzeć się szaleństwu i niszczycielskiej Ciemnej stronie, ujarzmiając potęgę i czyniąc się panami własnego losu. Takie niezależne jednostki stają się jeszcze potężniejsze i już wkrótce wykraczają umiejętnościami poza umiejętności Jedi. Są więc praktycznie niepowstrzymani, dlatego Zakon Jedi wpływa na psychikę wszystkich nowych adeptów, którym blokuje się odczuwanie pewnych emocji, by nie wpłynęła na nich Ciemna Strona i nie skorumpowała ich do reszty. Najnowszy przypadek pokazuje jednak, że szkolenie na Yavinie IV najwyraźniej nie jest dopracowane do perfekcji i czasami Zakon może wydać na świat nowego mordercę.

 

Jak państwo słyszeli, Sithowie są niezwykle groźnymi kreaturami. Teraz, gdy wojna generuje tak wiele śmierci i złych emocji, Jedi mogą zwyczajnie oszaleć. Nasi dzisiejszy obrońcy mogą momentalnie stać się naszymi jutrzejszymi katami. Dodatkowo, nie jesteśmy w stanie monitorować samej Mocy, jako zwykłe istoty, co czyni nas nieświadomymi na zagrożenia, jakie są przez nią komunikowane. Czy powinniśmy więc wciąż ufać „bohaterom”, których lojalność zależy wyłącznie od tajemniczej siły, której reszta galaktyki zwyczajnie nie dostrzega? Czy powinniśmy przekładać ich dobro nad dobro zwykłych istot? Czy wojsko wciąż powinno współpracować z kimś tak nieprzewidywalnym? Aż wreszcie… czy warto, by sentymenty przeszłości przesłaniały nam fakt, że  to właśnie sama egzystencja Zakonu Jedi dzieli nas od zakończenia wojny? Odpowiedzcie sobie wszyscy na te pytania, tak szczerze, gdy po raz kolejny usłyszycie o nowych ofiarach wojny. Ja już sobie odpowiedziałem i wiem, gdzie leży prawda, przyjaciele.

Fragment audycji „W poszukiwaniu prawdy”, emitowanego w nocnych segmentach Radia „Głos Potrójnego Zera”. Szacowana liczba słuchaczy: 20 – 25 bilionów.