Nie milkną echa po niedawnych doniesieniach nocnego programu „W Poszukiwaniu Prawdy”, którego reportaż wyjawił nieznane dotąd poczynania Zakonu Jedi. Prócz wywiadu z byłym studentem jednej z placówek szkoleniowych, który mimo dosyć kontrowersyjnej zawartości nie przedstawił konkretnych faktów, reporterzy programu zaprezentowali komplet dokumentów, pozyskanych od anonimowego źródła. Mimo zapewnień redakcji oraz gościa programu, autentyczność raportów opisujących współpracę z Sithami wciąż podlegała dyskusji. Sprawa budziła ogromne kontrowersje. Temat błyskawicznie znalazł się w centrum zainteresowania mediów i już następnego dnia poruszano go na konferencjach prasowych, w których uczestniczyli przedstawiciele świata polityki. Niespełna po dwudziestu czterech godzinach od publikacji raportów, niemalże całe społeczeństwo Coruscant miało już wyrobione zdanie na ten temat. Wszyscy, solidarnie, domagali się odpowiedzi. A Zakon Jedi… milczał.
Nowe spojrzenie na sprawę rzuciło dopiero oficjalne wystąpienie rzecznika Nowej Republiki, które przyniosło nieoczekiwany rezultat. Senat nie zlekceważył zamieszania i w trybie ekspresowym powołał specjalną komisję, mającą ustalić autentyczność dokumentów i przeprowadzić śledztwo, jednoznacznie wyjaśniając szczegóły tajemniczych wydarzeń sprzed dwóch lat. Nie chodzi tu wyłącznie o kwestię wątpliwej lojalności Zakonu Jedi, który zadecydował się na prowadzenie współpracy o charakterze militarnym z inną, niezrzeszoną z Nową Republiką frakcją. Chodzi tu także o sam fakt, że była to współpraca z Sithami.
Do tej pory nie wyjaśniono wszystkich szczegółów konfliktu z Czarnym Słońcem, który zakończył się w 24 ABY. Mimo, iż lider terrorystycznej organizacji, Grovvsk, został pozbawiony życia, do dziś istnieje wiele przesłanek mówiących o tym, iż nie był on mózgiem operacji. Dokumenty, opisujące przebieg finalnego starcia z Czarnym Słońcem wciąż są utajnione, lecz wedle wielu niezależnych, wewnętrznych źródeł, zawierają one niezbite dowody na bezpośrednie uczestnictwo Sithów w konflikcie o charakterze terrorystycznym.
Jak podaje sama redakcja „W Poszukiwaniu Prawdy”, dokumenty dotyczące współpracy Jedi z Sithami nie były jedynymi raportami, jakie uzyskano od anonimowego źródła, lecz jedynymi, jakie dotychczas upubliczniono. Pozostałe raporty trafiły już bezpośrednio w ręce służb bezpieczeństwa wewnętrznego Nowej Republiki i ich dokładny charakter oraz zawartość uległy utajnieniu. Wiadomo natomiast, iż stanowią one równie istotny materiał w nadchodzącym śledztwie, co oryginalne raporty, zaprezentowane w wieczornym programie. Redakcja została również zobligowana do zachowania tajemnicy, jednak jeszcze przed konfiskatą dokumentów jeden z dziennikarzy WPP wspomniał o tym, iż najciekawszy i chyba najbardziej spektakularny trop wciąż nie został zbadany, ani też ujawniony. Z pewnością nadchodzące śledztwo ujawni prawdziwą naturę tej poszlaki i rzuci nowe światło na dalsze postępowanie wobec Zakonu Jedi.
Oprócz globalnego zainteresowania, oficjalne wszczęcie dochodzenia przyniosło ze sobą dodatkowe konsekwencje, w postaci lawiny nowych doniesień. Do drzwi Senatu tłumnie uderzyły fale kolejnych świadków, rzekomo mogących zeznawać przeciwko Jedi. O ile nagły wysyp osób posiadających „dowody” nie jest niczym nowym w przypadku głośnych, publicznych spraw, tak ogólne wzburzenie przeniosło się także na ulice. Pod Świątynią Jedi znów gromadzą się tłumy. Do niewielkich grup protestujących, koczujących pod Świątynią od czasu obwieszczenia sławnego ultimatum przez Yuuzhan Vongów, zaczynają docierać następni, dotychczasowo obojętni obywatele. Niezależnie od tego, co przyniesie nadchodzące dochodzenie, już teraz z pewnością można przyznać, iż reputacja Jedi wisi na włosku.
Komentowanie wyłączone.