Jako ostatni temat dzisiejszego wydania „W Poszukiwaniu Prawdy” mamy dla państwa prawdziwą bombę! Nasza redakcja dotarła do wyjątkowych, nigdzie niepublikowanych materiałów, które zaraz zaprezentujemy Wam, tym, którzy wiedzą gdzie leży prawda! Nim to jednak nastąpi, chciałbym przedstawić dzisiejszego specjalnego gościa, który pomoże nam zgłębić temat Jedi. Jest ze mną pan Vael Bashenal, obecnie niezależny przedsiębiorca z branży transportowej.
Dzień dobry. Nie powiem, zaciekawił mnie Pan tym wstępem.
Do dokumentów przejdziemy później, ale zapewniam Pana, że i ja nie mogę się doczekać. Panie Bashenal, naszą rozmowę chciałbym jednak zacząć od krótkiego przedstawienia pańskiej przeszłości. Czy to prawda, że był Pan kiedyś Jedi?
Heh… Wiele powiedziane. Byłem studentem placówki szkoleniowej na księżycu Yavina. Pełnoprawnym Jedi nigdy nie zostałem. Dosyć szybko zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie. Ponadto, Moc chyba nie chciała się mnie słuchać tak, jak reszty kandydatów. Nie byłem obiecującym rekrutem, dlatego tak lekko ze mnie zrezygnowano.
Czy mógłby pan opowiedzieć nam, jacy są Jedi, na co dzień?
To zwykli ludzie, wbrew powszechnej opinii. Śpią, jedzą, nudzą się, narzekają, czasami mają lepsze, czasami gorsze dni. Ta cała gloryfikacja Jedi to zwykłe kłamstwo, na które i ja dałem się nabrać. Wiele sobie obiecywałem, gdy do nich dołączałem. Myślałem, że Jedi i Moc to droga do odkupienia, do jakiegoś… głębszego zrozumienia świata. Bardzo szybko wyprowadzono mnie z błędu.
Więc jak było naprawdę?
Życie Jedi przypomina życie w wojsku. Nieustanne treningi, głównie za pomocą broni białej. Nikt nie potrafi tak walczyć, jak Jedi. To maszyny do zabijania, sam widziałem do czego są zdolni. Być może wiele mówi się o tym, że to „strażnicy pokoju”, ale nie widziałem nawet jednej lekcji dotyczącej dyplomacji lub czegoś, co mógłbym opisać jako… postępowanie z istotami żywymi. Zdecydowana większość zajęć dla starszych Jedi polegała na treningach walki lub ćwiczeniach pozwalających wykorzystywać Moc, by coś podnieść, przesunąć, albo zniszczyć.
To interesujące. Z tego, co pan opisuje, Zakon Jedi przypomina organizację paramilitarną.
Też bym tak tego nie nazwał. To bardziej… gildia najemników. Tak bym to określił. Wyszukują utalentowane jednostki, szkolą je do pewnego momentu, a potem puszczają w samopas.
Czy sugeruje więc pan, że w Zakonie Jedi brakowało dyscypliny?
Hmm… Powiem tak – dyscyplina była, lecz tylko do pewnego stopnia. Dyscyplina była wobec nas, rekrutów, oraz wobec młodszych Jedi. Chyba chodziło o to, by kuć żelazo, póki gorące. Gdy kandydat zaczynał już myśleć jak Jedi, zyskiwał co raz więcej swobody. Mistrzowie placówki byli już w pełni niezależni. Mogli robić wszystko. Nie odpowiadali przed nikim. Ich słowa stanowiły prawo. Mnie również odprawiono kompletnie na osobności. Kilka zdań i już, koniec – nie byłem Jedi. Najwyraźniej zadawałem zbyt wiele nieprzyjemnych pytań.
Rozumiem. Cóż, nie pierwszy raz słyszy się o tym, że struktura organizacji Jedi jest jedynie na pokaz. Mieliśmy już przykłady wydarzeń, w których Jedi kompletnie wymykali się spod kontroli i tracili zdrowy rozsądek. Gdy działali po swojemu, niosąc przy tym śmierć i zniszczenie. W naszym programie padło też takie określenie jak „Sith”. Czy mógłby Pan je wyjaśnić?
Oczywiście, chociaż nie jestem ekspertem, to trochę na ten temat czytałem, gdy miałem dostęp do archiwalnych dokumentów Akademii. Sithowie również wykorzystują Moc, lecz czynią to w bardziej destrukcyjny sposób. Pożądają potęgi, są bardziej bezwzględni niż Jedi. Kroczą ścieżką Ciemnej Strony Mocy i otaczają się negatywnymi emocjami, wykorzystując je niczym paliwo. To, co teraz mówię, to wersja oficjalna, to opinia Zakonu Jedi.
A jak brzmi Pańskie zdanie na ten temat?
Moim zdaniem Jedi i Sithowie są bardzo podobni. Jedi po prostu lepiej ukrywają negatywne skutki swoich działań. Są subtelniejsi, przez co stanowią również większe zagrożenie. Sithowie są po prostu szczerzy do bólu. Nie ukrywają swoich osobistych problemów, nie udają świętych. Być może mordują, ale czy z Jedi jest inaczej? Sithowie dochodzili do władzy w Galaktyce wiele razy. Jak widać, Galaktyka wciąż istnieje. Świat się nie skończył. To same wojny między Jedi a Sithami powodowały zniszczenie, nie zaś swobodne rządy tych drugich.
Powiedział Pan, że Jedi są pełni zwyczajnych, ludzkich słabości. Opisał Pan również, że za ich pozornymi cnotami znajduje się cyniczna premedytacja. Czy więc możliwe jest, by Jedi i Sithowie ze sobą współpracowali, skoro w rzeczywistości dzieli ich tak niewiele?
Nie wiem, nie wydaje mi się. Ich konflikty zawsze były krwawe, z tego co czytałem. Sami Jedi również bardzo negatywnie wypowiadali się o Ciemnej Stronie. Być może chodziło o to, by utrzymać rekrutów w ich organizacji, nie zaś wysyłać ich do konkurencji… Nie wiem. Losy tych dwóch grup przypominają raczej rywalizację o władzę, nie zaś wspólne działanie.
No właśnie, w przykładach z historii widać, że Jedi i Sithowie toczyli wyścig przeciwko sobie. Jak już wykazaliśmy, była to rywalizacja podobnych frakcji. Teraz jednak chciałbym postawić pewną tezę – Jedi i Sithom brakowało wspólnego wroga. Nasza redakcja dotarła do informacji, które stanowią niezbity dowód na to, że owa wieczna rywalizacja już się zakończyła. Zakończyła się w obliczu walki z innym przeciwnikiem, z Yuuzhan Vongami. Weszliśmy w posiadanie raportów dotyczących współpracy Jedi i Sithów.
To faktycznie bardzo interesujące. Nigdy o czymś takim nie słyszałem, lecz z drugiej strony, wątpię by taka wiedza udostępniana była byle komu.
Raporty wskazują jednak na to, że była to duża operacja, angażująca wielu Jedi. Obie strony miały dzielić się zasobami i koordynować swoje działania, w celu zdobywania nowych informacji dotyczących Yuuzhan Vongów. O ile cel możemy uznać za szczytny, to warto zadać kilka pytań. Po pierwsze – dlaczego Jedi nie współpracowali z Nową Republiką? Dlaczego wbrali Sithów, a nie stronę, z którą są przecież sprzymierzeni? Jak wyglądała współpraca Jedi z Nową Republiką, gdy był pan jednym ze studentów?
Nie nazwałbym tego współpracą, a raczej chłodną relacją na zasadzie… tolerancji? Obok placówki była niewielka baza wojskowa, jednak Jedi żyli na uboczu. Separowali się od wojskowych, woleli własne towarzystwo. Nie przypominam sobie również jakichkolwiek wizyt w bazie wojskowej, w celu lepszej integracji strategii, albo by czegoś się nauczyć. Mam wręcz wrażenie, że to było celowe. Jedi nie chcieli dopuszczać do siebie osób, które nie wyznawały wiary w Moc. Gdy znalazłem się poza ich grupą, od razu to odczułem. Ta niechęć była wręcz namacalna.
Skoro Jedi wolą współpracę z innymi użytkownikami Mocy, zamiast z nami, zwykłymi zjadaczami chleba, czy uważają przeciętne istoty za gorsze od siebie?
Chyba tak. Porównałbym to do relacji między dorosłą osobą, a dzieckiem. Jedi patrzyli na inne istoty jak na dzieci – nieporadne, zagubione, zadające niepotrzebne pytania. Często robili coś, lecz nie wyjaśniali, jakby zwyczajnie nie mieli do tego cierpliwości. W końcu zwykła osoba i tak nie zrozumie, skoro nie korzysta z Mocy.
Jeżeli jest tak, jak Pan mówi, znajdujemy się wtedy w dziwnej sytuacji. Połowa Galaktyki płonie, gdyż bierze udział w wojnie, która mogłaby się już zakończyć. Miliony istot giną, gdyż Nowa Republika nie chce oddać setki Jedi w ręce Yuuzhan Vongów. Toczymy więc wojnę za kogoś, kto tej przysługi nie oddaje. Gdyby miał Pan decydować, jak rozwiązałby Pan tę sytuację?
Na miejscu Jedi oddałbym się w ręce wroga. Może wtedy uwierzyłbym, że faktycznie są honorowymi strażnikami pokoju, a nie kółkiem wzajemnej adoracji, które wabi młodych ludzi swoją tajemniczością, zmusza ich do porzucenia wszystkiego, co posiadają, a potem wyrzuca na bruk, gdy już się zużyją. Nie mam wątpliwości, że bez Jedi w Galaktyce zapanowałby pokój.
I tego pozostaje nam sobie wszystkim życzyć – końca wojny i sprawiedliwości wobec tych, którzy są za nią odpowiedzialni. Na zakończenie chciałbym jeszcze przedstawić Panu raporty oraz listę osób zaangażowanych w operacje, o których rozmawialiśmy. Proszę. Czy może Pan potwierdzić autentyczność tych dokumentów? Czy rozpoznaje pan któreś z tych nazwisk?
Hmm… Te raporty wyglądają bardzo podobnie do tych, które czytałem w przeszłości. Ten sam wzór, wewnętrzne oznaczenia… Wyglądają na autentyczne. Co do nazwisk… Kilku osób nie znam, musieli dołączyć do placówki szkoleniowej już po moim odejściu. O, ale tego człowieka kojarzę. Być może lekko zmienił fryzurę i trochę się postarzał, ale mam pewność, że go widziałem.
Czy mógłby pan wskazać jego zdjęcie i powtórzyć jego nazwisko?
Oczywiście. Może to tak przytrzymam, by było widoczne w kamerze… Ekhm.
Caldain Ravenlocke.
Fragment „W poszukiwaniu prawdy”, niegdyś audycji emitowanej w nocnych segmentach Radia „Głos Potrójnego Zera”, obecnie emitowanego w formcie magazynu, tuż po zakończeniu głównego segmentu informacyjnego HoloNet. Szacowana liczba oglądających: 50 bilionów.
Komentowanie wyłączone.