„Na linii frontu” to seria holoreportarzy, prowadzona z samego serca najważniejszych wydarzeń Galaktyki. Program prezentowany jest przez niezastąpionego Dylesa Endeela – zasłużonego korespondenta wojennego i wielokrotnego laureata „Holoodbiornika Roku”. Ekipa filmowa dostarczy widzom prawdziwego oblicza rzeczywistości, będąc tam, gdzie dzieje się historia.
Dzień dobry, Galaktyko! Dzisiejsze wydanie „Na linii frontu” nie zaszczyci nas gromem blasterowych kanonad, nie ujrzymy w nim nawet skrawka prawdziwego pola bitwy, lecz doświadczymy zjawiska nierozłącznie związanego z każdym konfliktem zbrojnym. Znaleźliśmy się bowiem w samych trzewiach machiny wojennej, gdzie dostrzec możemy narodziny świeżego, wyjątkowego bytu. To właśnie tutaj, na słonecznym placu Coruscant, powstaje nowa armia.
Holokamera odrywa swą czujną soczewkę od Endeela i w szerokim planie obejmuje tłum istot, zgromadzonych na pokaźnym kawałku terenu. W świetle poranka mienią się tysiące równie niewyspanych twarzy, które cierpliwie czekają na swój los, w długich i gęstych kolejkach. Szereg stanowisk rekruterów, niczym barykada przedzielająca plac na pół, co jakiś czas wypuszcza z siebie kolejnych kandydatów, przechodzących na drugą stronę, gdzie rozdawane są mundury i formowane są początkowe oddziały.
Wraz ze mną, drodzy widzowie, znaleźliście się w punkcie zbornym dla nowo powołanych rezerwistów. To miejsce jest jednym z tysięcy ośrodków, które pośpiesznie otwarto po przemówieniu prezydenta Fey’lyi. Codziennie, o trzech różnych porach, ten plac po brzegi wypełnia się młodymi obywatelami Nowej Republiki, wylosowanymi przez system rekrutacyjny. Ta zbieranina przypadkowych istot już wkrótce ubierze jednakowe mundury i zyska nową, wspólną tożsamość, stając się rzeczywistym dodatkiem dla naszych sił obronnych. Chodźcie za mną, a przyjrzymy się bliżej niektórym z dzisiejszych kandydatów.
Dyles Endeel rześkim krokiem rusza w stronę jednej z kolejek, a jego szybki krok, napędzany niechybnie kofeiną, wyraźnie kontrastuje z ogólną aurą zmęczenia i niewyspania. Reporter przez chwilę przygląda się większej grupie kandydatów. Operator holokamery, najwyraźniej czując, co się święci, szybko skierował swe narzędzie pracy na ładną, poranną panoramę miasta. W skrawku uciekającego kadru widz mógłby jednak dostrzec, że Endeel w pośpiechu przestawił kilku rekrutów, wedle własnego kryterium.
Doskonale! Myślę, że trafiliśmy na idealną grupę kandydatów, którzy zaraz zamienią z nami kilka słów. Zacznę od Ciebie, młodzieńcze. Kim jesteś i skąd pochodzisz?
Przed holokamerą ustawia się wysoki i umięśniony Zabrak. W jego nieruchomych oczach, które poruszają się na równi z głową, nie widać wszechobecnego zmęczenia, a podekscytowanie. Mówiąc, osiłek nadmiernie gestykuluje, przestępując z nogi na nogę. Z twarzy nie schodzi mu chytry, wręcz bezczelny uśmiech.
Dobry. Jestem Aalto Creel, po matce, ale mówią na mnie Szybki Aalto. Jestem stąd. Co tam, gościu?
Chcieliśmy z Tobą porozmawiać o Twoim przyszłym zadaniu. Zostałeś powołany przez system, wyrwany z prozy życia codziennego. Co o tym sądzisz? Jak się czujesz?
No nie wiem, bywało gorzej, heh. I nie robiłem w żadnej prozie, tylko w dokach pracowałem. Matka mówiła, bym się ustatkował, to wziąłem zwykłą robotę, by była, a teraz jeszcze dają mi kasę za to, że mnie do woja wzięli. Odłożę sobie i za kilka miesięcy jestem w domu, kupuję top śmigacz i wracam do wyścigów, czaisz?
Rozumiem… Nie boisz się tego, co czeka Cię na polu bitwy?
No a czego się bać mam, co? Będę strzelać do kosmitów, czaisz? Jeszcze mi za to zapłacą kredytami, to już w ogóle super, nie? Postrzelam, dostanę hajs, wojna się skończy i jestem ustawiony. Wszyscy z mojej ulicy mi zazdroszczą, poważnie. Gdy wrócę, to będę król. Czego mam się bać? Spokojnie, gościu!
Czy czujesz ducha patriotyzmu, gdy wiesz, że wraz z Twoimi towarzyszami już wkrótce zaczniecie służyć Nowej Republice?
No czuję ducha, czuję, muszę Ci powiedzieć, tak. Jest klimacik. No a nie boję się też, bo przecież mamy mocną armię, a teraz jeszcze będzie jakaś zajebista giwera na Denon. Coś jak to Słońce Śmierci co miało Imperium, nie? Będzie super, zobaczysz.
Kilku pobliskich kandydatów zabrało głos. Mikrofon wychwycił wiele fraz. „Jaki Denon? Wszyscy wiedzą, że superbroń jest na Dac”, wypalił pucułowaty Twi’lek. „Dac? Zgłupiałeś? Przecież to za daleko, stację muszą budować na Kuat”, odparł niewysoki Rodianin. Szczupły Kel Dor nieśmiale zasugerował, że broń zapewne została nad Dorin, lecz zgarbił się szybko, pod ciężarem negatywnych reakcji pozostałych rekrutów. Wszystkim dyskutantom odpowiedział niewysoki, bardzo młody chłopak, którego reporter od razu pociągnął do kamery. Jego pryszczata i niewesoła twarz, której brzydki zarost można określić mianem „zdarzenia o charakterze losowym”, bezczelnie mieni się w uwadze, jaką otrzymała.
Czy mógłbyś powtórzyć to, co przed chwilą powiedziałeś, by nasi widzowie poznali Twój punkt widzenia.
W rzeczy samej. Te dyrdymały i impertynencje moich współtowarzyszy sprawiają, że jest mi wstyd za nasze pokolenie. Każdy rozsądny umysł bowiem wie, że superbroni konstrukcja powinna odbywać się z dala od fortyfikacji przeciwnika. Tym samym, stacja bojowa umieszczona została w sercu galaktyki, w obszarze potocznie i częściowo słusznie zwanym jako Światy Jądra. Tam, pośród krzyżujących się studni grawitacyjnych i chmur zjonizowanej materii, działającej niczym nieprzenikniony dla czujników płaszcz, powstaje ostateczna odpowiedź na tyranię Yuuzhan Vongów.
To bardzo szczegółowa wiedza. Z całym szacunkiem, ale skąd to wszystko wiesz? Nawet nasz program, mimo niechybnej renomy, nie był w stanie uzyskać informacji dotyczącej prawdziwego położenia stacji bojowej. Nie wiemy nawet, czym ona tak naprawdę jest.
Panie reporterze, ależ to oczywiste, doprawdy. Dedukcją i wiedzą można otworzyć każdą furtkę, gdzie głupcy i ignoranci skazani będą brodzić wyłącznie po omacku. Podczas gdy moi rówieśnicy imprezują i leniuchują, ja czytam i słucham. To, że znalazłem się tutaj wraz z nimi, z tym… motłochem, a nie w korpusie oficerskim, jest dla mnie nieporozumieniem, które za moment niechybnie wyjaśnię w stanowisku rekrutacyjnym. Jestem przekonany, że moje pomysły pozytywnie wpłyną na dalszy przebieg wojny, gdyż dostrzegam multum wad w obecnej strategii prezydenta Fey’lyi i Senatu.
O jakich wadach mówimy, na przykład? Czy zmieniłbyś podejście wobec Yuuzhan Vongów? Czy Twoje poglądy wpłyną na to, jak zachowasz się na froncie?
Po pierwsze, jak już wspominałem, co Szanowny Pan raczył pominąć, ja na front nie trafię. Nie muszę więc konfrontować swych poglądów z realiami pola bitwy, a mogę patrzyć wyżej, szerzej, na ten skomplikowany casus. Przede wszystkim, zaniechałbym prób dyplomacji w początkowej fazie, które były stratą czasu. Na samym początku wojny uderzyłbym szybkim, oskrzydlającym kontratakiem, trafiając w zaopatrzeniowy kręgosłup wroga, nim ten został ufortyfikowany. Być może straty sięgnęłyby osiemdziesięciu procent, lecz dla skali wojny byłaby to rozsądna wymiana. W obecnym scenariuszu, który do pozytywnych nie należy, również widzę lukę do przeprowadzenia równie błyskotliwego uderzenia. Nie mogę jednak zdradzić więcej. A teraz proszę dać mi przejść, gdyż zaraz moja kolej, a pilno mi do zakończenia tej farsy.
Młody mądrala czmychnął sprzed kamery. Chłopak z wyższością przepchnął się przez kilku innych kandydatów, głośno argumentując o przynależnym mu miejscu w kolejce. Nim obraz ukazał dalszy przebieg sytuacji, w której jeden z osiłków nie dał się przesunąć i powoli obrócił się w stronę wygadanego młodzieńca, holokamera zwróciła się na następnego kandydata. Przed obiektyw przypadkowo wstąpił szczupły człowiek przeciętnego wzrostu. Jego twarz, zmęczona jak inne i zwieńczona nieudaną próbą fryzury, niechętnie zareagowała na energiczne gesty prowadzącego.
Cóż, doświadczyliśmy przed chwilą wyjątkowo… interesującego punktu widzenia. Chciałbym jednak powrócić do sedna naszego programu i ponownie skupić się na reakcjach nowych poborowych. Młody człowieku, co Ty sądzisz o całej tej sytuacji? Co czujesz? Jesteś przerażony, podekscytowany?
Jestem zmęczony i niewyspany. Nie mam ochoty rozmawiać.
To tylko kilka słów, a nasi widzowie z całej galaktyki będą Ci wdzięczni za Twoją relację. Jesteś bowiem świadkiem historii, wręcz jej częścią. Ten moment, prawdopodobnie przełomowy dla wojny, będzie wspominany przez setki lat. Nie czujesz dumy?
Nie, nie czuję. Nie mam nic wspólnego z wojną. Studiowałem sztukę. Miałem być malarzem, artystą, tworzyć atrakcje wizualne, a przez głupi los trafiam na front. Co ma jedno wspólnego z drugim? To jakieś szaleństwo… Nie umiem strzelać, nie umiem walczyć, nie sprawdzam się w sportach drużynowych. Jaki ze mnie pożytek?
Otóż taki, młody człowieku, że ktoś musi obronić ojczyzny przed najeźdźcą. Jak nie Ty, to kto? Nowa Republika nie może się poddać, a brak wiary we własne umiejętności i w siłę militarną, jaką będziesz współtworzyć, nie pomoże tej sytuacji.
A jak pomóc jej ma moja obecność? Dobrze, rozumiem, jest wojna, inna niż wszystkie pozostałe, gdzie autentycznie grozi nam zakłada. Jak jednak moja obecność na froncie ma to zmienić? Przecież nie wytrzymam tempa narzucanego przez tych osiłków. Nijak nie pomogę swoimi umiejętnościami. Zostałem wylosowany i już, moje życie zostało rozstrzygnięte przez jakiś głupi kwitek. Zostanie zakończone gdzieś na końcu świata przez siły, którym nie jestem w stanie się przeciwstawić. To po prostu niesprawiedliwe.
Spokojnie, przecież nikt nie powiedział, że Twój oddział trafi na front. Machina wojenna jest ogromna, zadań jest mnóstwo. Nie każdy na wojnie ujrzy wystrzały, lecz każdy może w niej pomóc. Nie przejmuj się.
Nie przejmuję się, bo wszystko mi już jedno. Nie ucieknę od tego. Pozbyłem się naiwności, bo doskonale wiem, gdzie trafimy i co się z nami stanie. Nie robi się masowego poboru po to, by sprowadzić na front kucharzy i zaopatrzeniowców. Mi tego wszystkiego jest tak zwyczajnie, po ludzku, żal. Jest mi żal, że kończę w tak bezużyteczny i bezcelowy sposób, nim zdołałem spełnić choć jedno marzenie.
Młodzieniec odszedł, gdy kolejka zaczęła postępować, przy nawoływaniu rekruterów. Dyles Endeel szybkim susem wskoczył przed obiektyw, a jego wymuszony uśmiech pozostał niezachwiany do końca segmentu.
Sami widzicie, jak działają wczesne pobudki, ha! Kolejny dowód na to, by pracę zaczynać odrobinę później. Jak zapewne usłyszeliście, nastroje są bardzo różne. Niektórzy są bardziej podekscytowani, inni mniej, jednak wszystkich tych poborowych łączy wspólny cel. Silni będą wspierać słabszych, a już wkrótce stworzą dzielną i wyrównaną siłę, zdolną powstrzymać wroga przed dalszym marszem. Większość z nich wróci do domu jako prawdziwi mężczyźni, nauczeni ciężkiej pracy i dyscypliny, którzy pomogą w odbudowie galaktyki. Już teraz oczekujemy ich powrotu. Nie wyłączajcie odbiorników, gdyż po krótkiej przerwie reklamowej przyjrzymy się…
Komentowanie wyłączone.